Siedzę w pokoju na parapecie rozmyślając nad różnymi rzeczami. Nagle
usłyszałam lekkie pukanie do moich drzwi. Odwróciłam się w ich stronę, aby
zobaczyć kto przyszedł i oczywiście dowiedzieć się czego chce.
Powiedziałam proszę i ujrzałam moją przyjaciółkę - Jennifer, z
którą przywitałam się całusem w policzek i małym uściskiem.
- A ty znowu myślisz o nim, prawda?
Spytała, a ja kiwnęłam głową na potwierdzenie. Jeni sapnęła lekko
sfrustrowana moim zachowaniem, które moim zdaniem było całkiem normalne. Ona po
zerwaniu z chłopakiem zachowywałaby się pewne gorzej. Łóżko, ulubiona piżama,
lody i jakieś romansidło. Dodatkowo zapewne zamknęła by drzwi, aby odciąć się
od całego świata.
- Daj sobie spokój, naprawdę. Chodź idziemy na niedzielny
spacer i zajrzymy do naszej ulubionej knajpki na koktajl i duże ciacho.
Zaproponowała i pociągnęła mnie za rękę.
- Daj mi chwilkę. Musze się przebrać i umalować.
- Pod warunkiem, że dasz się zalogować na Twittera.
Postawiła warunek, ale po chwili wytknęła w moim kierunku język na co
tylko się uśmiechnęłam w odpowiedzi i podeszłam do szafy, aby coś z niej
wybrać. Z uwagi na to, że miałam na sobie krótkie spodenki dresowe i koszulkę o
wiele za dużą, musiałam i chciałam się przebrać. Oczywiście, że wyszłabym tak z
domu, ale tylko jeśli bym musiała, w znaczeniu wykonywać jakieś prace ogrodowe. Z
szafki wyjęłam TO i
poszłam do łazienki. Obmyłam twarz, wytarłam, nałożyłam krem do twarzy po czym
machnęłam tuszem rzęsy i musnęłam błyszczykiem brzoskwiniowym usta. Ubrałam
się, popsikałam perfumami i wyszłam z pomieszczenia. Jennifer właśnie
wyłączała laptopa, który po chwili został odłożony na blat biurka. Wzięłam
portfel, telefon oraz kluczyki od domu. Włożyłam przedmioty do torebki, którą
założyłam na ramię i razem z dziewczyną zeszłyśmy na dół, kiedy tylko Jennifer
jeszcze przeczesała grzebieniem swoje długie, naturalnie proste blond
włosy.
- Mamo ja wychodzę.
Krzyknęłam w kierunku jej gabinetu.
- W porządku.
Odkrzyknęła nawet nie przychodząc. Tylko praca i praca. Ja w ogóle się
nie liczę dla niej jak i zresztą dla taty. Teraz po wyjeździe mojego przyjaciela
- Toma, pozostała mi tylko Jennifer no i moja kochana, młodsza siostra -
Amelia. Wiadomo, że z siostrą nie porozmawiasz tak jak z najlepszą przyjaciółką, której
się zwierzysz ze wszystkiego, chyba, że siostra jest o rok młodsza, a
najlepiej gdyby była w moim wieku. Mogłaby również być starsza, ponieważ
miałaby doświadczenie ze światem zewnętrznym i dużo mogłabym się od niej
nauczyć.
Z rodzicami prawie w ogóle nie rozmawiam. Najbardziej poświęcają się
pracy. I teraz zapewne siedzą nad jakimiś dokumentami. Szanuję i rozumiem, że
posiadania własnej firmy adwokackiej wymaga dużego wkładu, poświęcenia.
Naprawdę to rozumiem, ale kiedy rodzice jednej z najlepszych prosperujących
firm, którzy sobie cudownie radzą to uważam, że mogliby wziąć sobie chociaż
trochę tego czasu wolnego i spędzić go ze swoimi dziećmi, ze mną i Amelią.
Gdyby moi rodzice chcieli to by się postarali, prawda? Moglibyśmy chociaż
obejrzeć film, zjeść obiad, wyjść gdzieś. Cokolwiek, bylebyśmy byli
razem.
Razem z Jennifer udałyśmy się wolnym krokiem w kierunku parku, a ten czas
spędziłyśmy w ciszy. Usiadłyśmy na jednej z wolnych ławek. Jeni zdjęła ze
swojego lewego nadgarstka czarą gumkę do włosów, które zebrała i ułożyła w
kucyka i zawiązała. Jest ciepło dlatego się nie dziwię. Sama mam włosy
zaczesane w koka. Westchnęłam cicho.
- Z rodzicami też się nie polepszyło?
Spytała. Jej głos jest troskliwy, martwi się o mnie. Ona zna mnie od A do
Z. Wie dosłownie wszystko o mnie, a ja o niej. Mogłabym do niej zadzwonić nawet
o trzeciej w nocy, a ona by odebrała i wysłuchała mnie, jeśli byłaby taka
potrzeba. Ja zrobiłabym to samo dla niej.
- Dokładnie. Nadal ich nie obchodzę.
- Na pewno nie jest aż tak źle..
Odpowiedziała spokojnie. Pokiwałam głową i westchnęłam.
- Od czterech lat nie usłyszałam z
ust którekolwiek z nich, że mnie kocha. Mam wrażenie, że dla nich nie
istnieję, jakby mnie nie było. Ta cała sytuacja mnie wyczerpuje. Mam już
naprawdę dość.
- Na pewno będzie dobrze. Za chwilę się wyprowadzasz.. Może
otoczenie twoich rodziców coś zmieni i ich podejście do was?
Spojrzałam na Jennifer i kiwnęłam głową przecząco.
- Wiesz.. Cieszyłam się na przeprowadzkę, naprawdę. Teraz, gdy
o tym pomyślę.. Straciłam Tom'a, teraz stracę Ciebie.. To za dużo.
Zasmuciłam się i zorientowałam się, co właściwie powiedziałam.
- A może nie na tydzień tylko na więcej?
Spytałam samą siebie mając już na myśli pewien plan.
- Co? Nie rozumiem. O czym Ty mówisz?
- Jestem tu jeszcze trzy dni i wakacje, więc mogłabym Cię
zabrać ze sobą. Moim rodzicom to i tak obojętnie, a ja będę szczęśliwa, bo nie
będę tam zupełnie sama. We dwójkę będzie nam raźniej.
- Pomyślałaś może co na to moi rodzice?
- Szczerze? Nie, ale na pewno ich przekonamy.
- Ale ja.. Wiesz dobrze, że się nie zgodzą.
- Chodzi o pieniądze? Tym się nie przejmuj, naprawdę. Oznajmię
to dziś rodzicom, bo wątpię że będziemy rozmawiać.
Jennifer westchnęła cicho, a ja uśmiechnęłam się do niej szeroko, by
pocieszyć ją i przy okazji samą siebie, żeby naładować się jakimiś pozytywnymi
emocjami. Przecież gorzej już nie będzie.
Może Jeni ma rację? Może moi rodzice zmienią nastawienie do mnie i mojej
siostry? Może w końcu będzie inaczej? 'Nie, nie będzie. O czym Ty
marzysz..' - westchnęłam cicho, gdy te słowa przeszył przez moją myśl.
Przynajmniej były prawdziwe i nie łudziłam się jak może być, gdyż nigdy nic nie
wiadomo. Powiadomiłam Jennifer, że udajemy się do wcześniej planowanego
przez nią miejsca. Dziewczyna objęła mnie ramieniem, z uwagi na to, że była
wyższa. Od parku było jakieś nie całe dziesięć minut do kafejki.
Ruszyłyśmy spokojnym krokiem.
- Dzień dobry.
Powiedziałyśmy zgodnie otwierając drzwi. Wnętrze jest bardzo przestronne.
Jedna ściana jest w kolorze żółtym, druga czerwonym, trzecia niebieskim i
czwarta zielonym, a na nich znajdują się różne
rysunki podpasujące do koloru głównego. Przy ścianie żółtej stał
duży blat, gdzie można było złożyć zamówienie, a obok widać jest
ciasta, ciastko i tym podobne. Po sali w różnych kolorach i dwóch kształtach:
kwadrat i kółko, stały stoliki, a przy nich krzesła, z różną ilością. Duże
przejrzyste okna, na parapetach kwiaty. Jest tutaj naprawdę fajnie. Można tutaj
przyjść, pogadać z kimś, zjeść, pouczyć się.
- Cześć, Dziewczynki.
Przywitała nas kobieta. Razem z Jennifer przychodziłyśmy tu już dobre
cztery lata i dlatego każdy kto tu pracuje nas zna. Podeszłyśmy do naszego ulubionego
stolika, a po chwili koło nas pojawiła się Agata. Uśmiechnęłam się do niej
ciepło i spojrzałam na Jennifer.
- Dla mnie ciastko czekoladowe i koktajl waniliowy.
- A dla mnie ciastko waniliowe i koktajl czekoladowy.
Kiedy po
raz pierwszy to zamówiłyśmy nie mogłybyśmy przestać się śmiać, bo to co ja
zamawiałam to ona brała na odwrót. Od tamtego czasu cały czas tak robimy.
Czasem są jakieś drobne wyjątki. Agata zanotowała zamówienie w
notesie, spojrzała nas nas, uśmiechnęła się i odeszła za ladę, a tam już podała
komuś zamówienie.
- Jutro zakończenie roku szkolnego.
Ucieszyła
się blondynka. Wiem, głupie stwierdzenie: czy jest w ogóle na świecie jakaś
osoba, która by się nie cieszyła? Może osoby jak to niektórzy ich nazywają -
kujony, jednak myślę, że każdy potrzebuje trochę wytchnienie od codziennego
wstawania, monotonnego ciągu życia i innych. Każdy i bez wyjątku. Chyba, że
chodzi o pracoholików. Przytaknęłam kiwając głową Jennifer, informując tym
samym, że ja również się cieszę. Zero kartkówek, sprawdzianów, odpytywania..
- Za kilka dni One Direction wraca do domu z trasy..
Oznajmiła
zafascynowana dziewczyna popijając swój koktajl.
- Wiesz dobrze, że ja ich nie cierpię.
Powiedziałam
spokojnie, co mnie bardzo zaskoczyło.
- Ale dlaczego ? Przecież ich nawet nie znasz..
- A dlaczego ty ich tak lubisz, co?
- Nie odwracaj kota ogonem, ale skoro bardzo chcesz wiedzieć
to proszę.. Lubie, wręcz uwielbiam ich za to, że mają świetne piosenki..
W tym
momencie się wyłączyłam.. Słyszałam 'bla bla bla'. Wiem, że to
nieuprzejme, ale naprawdę ja ich nie lubię. Jestem na nich
bardzo uczulona, na ich muzykę i ogółem na wszystko co z nimi związane.
Jennifer
spojrzała na mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Olivia czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Ja.. Tak, oczywiście, że tak.
- To co przed chwilą powiedziałam?
- Lubisz jak oni śpiewają, chciałabyś ich spotkać, wzdychasz
cały czas do Harry'ego, kochasz ich i jacy to oni nie są przystojni.
Powiedziałam
sarkastycznym głosem wyuczoną formułkę.
- Oni są PRZYSTOJNI!
Pisnęła, a
ostatnie słowo twardo i troszkę głośniej wypowiedziała.
- A wiesz co zrobię jak go spotkam? Nie musi akurat być to
cała reszta..Po prostu rzucę mu się w ramiona i się popłaczę. Kocham ich!
- Tak. Mówiłaś to już, sto razy.
- I mogłabym tak w kółko.
- Nie wątpię. Zbieramy się?
Spytałam z
nadzieją, że nie wrócimy już do tematu tych chłopaków. Jennifer przytaknęła
zgodnie. Dokończyłyśmy swoje zamówienie, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy. W
drodze do domu też o nich gadała, ale ja ponownie się wyłączyłam, łapiąc
czasami jakieś pojedyncze słówka. Mam tylko nadzieję, że przez to nie
będzie chora czy coś.
- Dobra to ja lecę. Przyjdź jutro o 8.40, okej?
Spytałam,
gdy miałam już skręcać w swoją stronę.
- W porządku. Jesteśmy umówione. Do jutra.
Potwierdziła,
a ja ruszyłam w swoją stronę do domu. Gdy tak szłam wyjęłam telefon z torebki i
spojrzałam która godzina. 17:50.
Jeśli się
tylko pośpieszę to zdążę do księgarni.
Od razu
przyśpieszyłam kroku. Cały czas zerkałam na zegarek. I co raz bardziej
myślałam, że czas leci jak woda z kranu tylko wtedy, gdy czegoś bardzo
potrzebuję i tak dalej, ale gdy już jestem czy ktoś inny przy odpowiedzi lub co
związane ze szkołą to dłuży się nie ubłagalnie. Akurat doszła, kiedy starszy
pan zamykał drzwi.
- Przepraszam. Czy mogłabym jeszcze na chwilkę?
- Księgarnia jest do 18, przykro mi. Proszę przyjść jutro.
Jego ton
głosu był nieuprzejmy i ogółem wrogo nastawiony.
- Potrzebuję takiej jednej książki. Proszę pana bardzo.
Powiedziałam
proszącym głosem i kątem oka zauważyłam jakąś starszą kobietę, która przyszła
do sklepu od wewnątrz. Pewnie jago żona. Kobieta zauważyła nas i podeszła
bliżej naszej dwójki.
- Co się dzieje?
- Zamykamy już.
- Ale ja tylko chcę książkę!
Byłam zła i
sfrustrowana. Co mu szkodzi wpuścić mnie na dosłownie kilka minut, abym tylko
kupiła jedną, głupią książkę i wyszła. Po prostu odwróciłam się i chciałam
odejść, ale usłyszałam głos kobiety.
- Czego moje drogie dziecko Ci trzeba?
Powiedziała
oznajmiającym tonem, a ja lekko się uśmiechnęłam na te pierwsze słowa.. Nawet
moi rodzice tak do mnie nie mówią.. bo może nie potrafią? Jak nie potrafią
skoro obca kobieta mi to mówi. Nie zna mnie kompletnie, a tak mnie nazwała.
Poczułam jak robi mi się ciepło na sercu. Odwróciłam się w jej stronie i
posłałam lekki uśmiech.
- Chodzi o książkę Marty Fox..
Zaczęłam
wchodząc do księgarni za kobietą
- A tytuł znasz czy może coś kojarzysz?
- Magda.doc.
Kobieta
pokiwała głową i odeszła w stronę kilku regałów. Wyciągnęłam portfel. Kobieta
wystukała cyferki na kasie i powiedziała mi cenę. Podałam jej pieniądze, wydała
mi resztę, zabrałam torebkę w której były książki, podziękowałam,
powiedziałam 'do widzenia' i poszłam w stronę domu zadowolona,
że dopięłam swego i mam tę książkę.
Kiedy tak
szłam otworzyłam o tą, którą mi chodziło żeby ją obejrzeć. Kupiłam ją, bo jest
podobnież bardzo fajna. No i sama miałam dobrą o niej opinię, bo czytałam
kawałek. Idąc tak i czytając zerkałam gdzie mnie nogi niosą. Dotarłam
bezpiecznie do domu. Jetem - krzyknęłam informując z holu, że
już jestem w domu, chociaż to i tak na marne.
- Olivia!
Krzyknęła
moja siostrzyczka, która zeszła bezpiecznie ze schodów i podbiegła w moją
stronę. Zawołałam jej imię i złapałam dziewczynkę na ręce. Chwilę tak
stałyśmy i postawiłam małą na ziemię.
- Chodź, musisz zobaczyć mój rysunek.
Zawołała i
zaczęła ciągnąć mnie za rękę.
- Zaczekaj muszę zdjąć buty i wtedy pójdziemy, dobrze?
Potwierdziła
kiwając szybko głowa, odeszła kawałek ode mnie dając mi swobodę ruchu i
patrzyła na mnie, na moje ruchy. Zdjęłam buty i założyłam na stopy kapcie.
Swoją torebkę założyłam na ramię, a drugą torebkę z książkami wzięłam w lewą
rękę.
- Możemy iść.
Oznajmiłam
blondynce, a ona złapała mnie za rękę swoją malutką rączką i poszłyśmy do jej
pokoju. Od razu zaciągnęła mnie do stolika, na którym leżała kartka. Rozkazała,
bym usiadła i wskazała malutkie krzesełko na którym usiadłam. Wzięła niezdarnie
kartkę która z boku lekko się pogniotła i podała mi ją. Mój wzrok przeskanował
kartkę, cały jej rysunek z dokładnością. Widać, że jest z niego dumna.
- A kto tutaj jest?
- Tutaj jest mama..
Wskazała
na blond włosy i szczupłą figurę. Osoba się uśmiechała, tak
jak i wszystkie. Przedstawiła mi postacie, a ja uśmiechałam się.
- A to w oddali to domek, prawda?
Kiwnęła
głową potwierdzając moje pytanie.
- Jesteśmy wielką kochającą się rodziną.
Powiedziała,
a mnie ukuło coś mocno w sercu. Kochającą.. Gdybyś tylko znała
dokładne znaczenie tych słów..
____________________
OD
AUTORKI: Czuję się strasznie. Wszystko mnie boli. Pewnie chora będę. A
rozdział tutaj nie wiem kiedy, bo klawiaturę mam do dupy i piszę ekranową,
więc na razie nic nie dodaję - uprzedzam. To mój 1 rozdział na tym
blogu. Mam nadzieję, że wam się podoba ; ) A i odpowiedź do
wszystkich na wsze wspólne pytanie : 'Co to
będzie na tym blogu? Jaka historia?' Odpowiedź: Ja nie planuję co
będzie.. Oczywiście mam tam jakieś swoje przemyślenia na to, ale nigdy nie
planuję rozdziału, a tym bardziej całego bloga od A do Z. Mam pomysł
i po prostu wplatam go w 'życie'. Czekam na wszą
opinię.
Świetny rozdział .;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następne.. ;D
Karolina. ;)
Kocham więc komentuje <3
OdpowiedzUsuńrozdział bombowy czekam na następny
ja tez kocham i komentuje bo lubiee!!!
OdpowiedzUsuńnormalnie zajebiste juz sie nie mogę doczekać pisz szybkoo mała!!!
Kocham cię!!
Paula!!!
Świetnnyy . Kochamm <3 K <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdziaaał! Po prostu świetny ♥
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny. < 3
I tak.. KOCHAM CIĘ :D xx
no kocham kocham <33
OdpowiedzUsuń